/relacja Pawła Sułkowskiego/
Wybrałem się na XIV Półmaraton Dookoła Jeziora Żywieckiego, w dn. 17.03.2013. I powiem bez lizusostwa, że nie żałuję każdego przejechanego w tam i z powrotem kilometra po naszych hmm... super szosach - zwłaszcza z powrotem, ale o tym za chwilę.
Chociaż kiedy wstałem rano i rzuciłem zaspanym okiem na termometr, to przed oczami stanął mi widok jak zamieniam się podczas biegu w mrożonkę, bo na termometrze przynajmniej u mnie było -24 C. Ale trzeba być twardym nie miękkim jak przystało na rasowego biegacza . Żywiec przywitał mnie i moich kolegów piękną i słoneczną pogodą i tylko 12 stopniowym mrozem. Samo miasto zwłaszcza Rynek (gdzie się znajdowały: Start, Meta i biuro Zawodów) jest całkiem ładne i ma swój austro-węgierski urok.
Warunki w momencie startu były optymalne, ba prawie idealne do biegania: słonecznie, bezchmurnie, temperatura około 2 stopni na plusie, niemal bezwietrznie (lekkie boczne podmuchy były przynajmniej w moim przypadku gdzieś około 16 i 18 km). Po tym widać jak pogoda zmienną jest zwłaszcza w bezpośredniej bliskości gór, a od Żywca są one dosłownie rzut beretem. Taki stan rzeczy mnie ucieszył i wyczułem swoją szansę na dobry wynik. Przez pierwsze dwa kilometry bardziej trzeba było uważać na to, żeby się nie potknąć o cudze nogi niż wracać uwagę na tempo, bo było troszkę ciasno, w końcu wystartowało 1180 biegaczy, to znowu pokazuję że "Moda na bieganie" ma się coraz lepiej . Jeśli chodzi o trasę to było urozmaicona i przez to atrakcyjna, nie licząc oczywiście pięknych widoków Gór Beskidu Żywieckiego. Parę krótkich, ale dość ostrych podbiegów, ostrych łuków i zbiegów czyniło tą trasę dość wymagającą, mimo że była prawie w 100 % o nawierzchni asfaltowej. Jak widać w ogóle nie przeszkodziło to faworytom-zwycięzcom w kategorii open męskiej, czyli tercetowi rodem z Kenii a reprezentujący słynny już klub Węgierski Benek-team którzy podzieli między siebie podium.
Wygrał Julius Lagat z czasem 1:06:18, bijąc zeszłoroczny rekord trasy należący do... innego Kenijczyka Mike’a Cherviyota o 4 sekundy!!, drugi był Wycliffe Biwott ( 1:06:22 ), a trzecie miejsce zajął Talam Bernard ( 1:07:00 ). Doskonale pokazuję ile dzieli zawodników z Europy od tych z Afryki fakt taki, że czwarty zawodnik Ukrainiec Marchuk Sergiej stracił do zwycięscy ponad 4 minuty!. Najlepszy z Polaków uplasował się na miejscu 6 (Woźniak Jakub AZS AGH Kraków, 1:12:03). Wśród pań wygrała: Ukrainka Kamarenko Kateryna z czasem 1:20:07, druga była doskonale znana z biegów górskich Wiśniewska-Ulfik Dominika 1:22:58, a na trzecim miejscu uplasowała się Ukrainka Peteruk Vita z czasem 1:24:05. Tutaj niestety żadnej z wyżej wymienionych zawodniczek nie udało się poprawić 10 letniego rekordu Beaty Szyjki (1:18:00). Jeśli chodzi o nasz team czyli KS LIMANOWA FORREST i przyjaciele. Najlepszy z nas był: Mieczysław Miś, Strzeszyce (184 miejsce w open) z czasem 1:32:46, gratuluję koledze nowego rekordu życiowego na tym dystansie, z tego co wiem poprawionego o ponad 7 minut!!, na 284 miejscu (open) uplasował się autor tej relacji, czyli Paweł Sułkowski, KS LIMAMOWA FORREST, z czasem: 1:37:38 (wreszcie będę mógł uaktualnić mój profil na MaratonachPolskich.PL , bo to moja poprzednia życiówka, 1:42:11 tak mnie raziła , 477 miejsce zajął nasz specjalista na dystansach Ultra maratońskich Jarosław Oleksy, również reprezentant KS LIMANOWA FORREST z czasem 1:46:26 (open), a 820 miejsce zajął nasz kolega i pasjonat biegania Zbigniew Śmieszek, ULTRAMARATON LIMANOWA z czasem 1:56:06. Teraz już wiecie dlaczego nie żałuję każdego kilometra który tam i z powrotem trzeba przejechać. A tak na marginesie, całą stronę organizacyjno-techniczną tego biegu oceniam bardzo wysoko (na 10), wszystko widać że było przemyślane i zaplanowane (nawet pogoda ), Start był punktualny i bez żadnych opóźnień, co jest sztuką przy takiej ilości zawodników i ciasnocie, punkty wodopojowe umieszczone w dobrym miejscu i działające z wojskową precyzją (w końcu na większości z nich byli Kadeci "Strzelca" ), posiłek bardzo dobry (żurek z białą kiełbasą i z dowolną ilością pieczywa a do picia też dowolna ilość kawy lub herbaty). Jak się było cierpliwym (kolejki) to i było się gdzie wykąpać. Myślę że za rok tu wrócę jak zdrowie i forma dopiszą.